Opakowanie na poziomie zdolnego gimnazjalisty jeszcze ujdzie. Kolor ala coca cola już nie bardzo. Piana beżowa, o obfitym wytrysku opadła do minimalnej warstewki. Jeszcze jest w granicach normy. Zapach to już padaka. Z butelki poszło karmelem, chyba anyżem i tą pieprzoną lukrecją. Gdzie tu jest stuot – palone słody, kawowo-czekoladowe aromaty o goryczce nie wspominając? Smak w negatywnych wrażeniach ściga się o palmę pierwszeństwa z „odorem”. Jest coś na kształt słodów, gorzkawy posmak imitujący goryczkę, ale to wszystko tworzy wybuchową miksturę z wysyceniem i tymi nieszczęsnymi dodatkami. Dochodzi jeszcze nuta alkoholowa. Płatki owsiane, które miały nadać aksamitności, treściwości piwu, są niewyczuwalne. Jakby tego było mało wchodzi jeszcze metaliczny posmak… Kolejny łyk i kończę męczarnię. W końcu to jest adwent, moment radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela, a nie czas umartwiania.
Jeszcze jedno spojrzenie na etykietę, stojąc przy zlewie w wiadomym celu. No tak! Van Pur i wszystko jasne.
Opakowanie na poziomie zdolnego gimnazjalisty jeszcze
OdpowiedzUsuńujdzie. Kolor ala coca cola już nie bardzo. Piana beżowa, o obfitym wytrysku
opadła do minimalnej warstewki. Jeszcze jest w granicach normy. Zapach to już
padaka. Z butelki poszło karmelem, chyba anyżem i tą pieprzoną lukrecją. Gdzie
tu jest stuot – palone słody, kawowo-czekoladowe aromaty o goryczce nie wspominając?
Smak w negatywnych wrażeniach ściga się o palmę pierwszeństwa z „odorem”. Jest
coś na kształt słodów, gorzkawy posmak imitujący goryczkę, ale to wszystko tworzy
wybuchową miksturę z wysyceniem i tymi nieszczęsnymi dodatkami. Dochodzi
jeszcze nuta alkoholowa. Płatki owsiane, które miały nadać aksamitności, treściwości
piwu, są niewyczuwalne. Jakby tego było mało wchodzi jeszcze metaliczny posmak…
Kolejny łyk i kończę męczarnię. W końcu to jest adwent, moment radosnego
oczekiwania na przyjście Zbawiciela, a nie czas umartwiania.
Jeszcze jedno spojrzenie na etykietę, stojąc przy zlewie w
wiadomym celu. No tak! Van Pur i wszystko jasne.