Łagodne stouty darzę sporą estymą, a zwłaszcza ich mleczną odmianę. Dawno już nie miałem okazji pić znakomitego swego czasu milk stoutu z AleBrowaru. Pojawiła się nowa warka, więc jest okazja, by przypomnieć sobie ten smak. Czy nadal będzie tak dobrze, jak kiedyś?
Ostatnimi czasy trunki z AleBrowaru nie mają najlepszej prasy. Sporo krytyki spłynęło na Rowing Jacka i Amber Boya, które długi czas wyznaczały standardy w swoich stylach. Może dlatego mojemu najnowszemu podejściu do Sweet Cow towarzyszy lekki dystans. Tym bardziej się ucieszę, jeśli piwo okaże się smaczne. W pamięci mam wyraźną mleczną słodycz laktozy, która czyniła Słodką Krówkę szalenie pijalną. Zobaczmy, czy realia sprostają oczekiwaniom.
W szklance mamy piwo w kolorze głębokiego, ciemnego brązu. Pod światło widoczne jest zmętnienie. Piana po nalaniu tworzy się typowo stoutowa - jasnobeżowa, zbudowana w większości z drobnych pęcherzyków. Czapa jest dość trwała, opada wolno. Do końca picia towarzyszy nam poszarpany kożuszek. Trochę oblepia szkło.
Zapach Sweet Cow to karmel, średnia paloność i aromat typowy dla kawy z mlekiem. W smaku piwo jest lekkie, ma gładką fakturę. Nuty palone są umiarkowane, goryczka niska. Na finiszu po każdym łyku czuć kawę z mlekiem. Kwasowość od ciemnych słodów jest krótka i kojarzy się z łagodną kawą. Jest nieco wyższa po przelaniu do szkła osadu z dna. Ogólnie piwo jest bardzo pijalne i delikatne, nie brak mu sesyjności. Wysycenie niskie i dobrze.
Powrót do milk stoutu z AleBrowaru oceniam jako udany. Mam wrażenie, że kiedyś był minimalnie słodszy i mniej kwaśny, ale zmiany nie są radykalne. Wypiłem z przyjemnością i polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz